Podróż kamperem – od wolności do iluzji
Wyobrażam sobie to jak dziś – zachód słońca malujący niebo nad toskańskimi wzgórzami, widok z okna mojego starego VW Transportera T3. To była jedna z tych chwil, kiedy czułem, że świat należy do mnie, a życie to jedna wielka podróż bez końca. W tamtym czasie vanlife był jeszcze czymś więcej niż modnym hasłem – to była autonomia, minimalizm, prawdziwa wolność. Nie miałem za sobą konta na Instagramie, nie myślałem o lajkach czy idealnych kadrach, tylko o tym, by po prostu jechać, odkrywać i cieszyć się drobnymi radościami, których nie da się kupić. Jednak dziś, po kilku latach, patrzę na to wszystko z mieszanymi uczuciami – jak na pewne wypaczenie pierwotnej idei, którą kiedyś reprezentowałem.
Chwyt marketingu i kapitalistyczna iluzja
Przez te lata vanlife stał się jednym z najbardziej komercyjnych trendów na Instagramie. Wystylizowane zdjęcia, idealne kampery z markowymi dodatkami, podróże na pokaz – to wszystko wyrosło jak grzyby po deszczu. A co najgorsze, wielu podróżników zaczęło żyć z tego, co kiedyś miało służyć wolności. Kredyty na drogie kampery, luksusowe dodatki, które miały pokazać, że jest się kimś wyjątkowym, bo można sobie pozwolić na „życie marzeń”. Wystarczyło wziąć kredyt, kupić wymarzonego van’a i już można było się chwalić na Insta, jak to się żyje pełną gębą. Tylko czy to jeszcze jest ta sama wolność, co dawniej? Czy nie zamieniliśmy się w niewolników własnych aspiracji i kredytów?
Osobiste spojrzenie na rzeczywistość
Sam spędziłem kilka lat, podróżując po Europie starym VW Transporterem T3, i choć te chwile były pełne radości, nauczyły mnie też pokory. Pamiętam, jak pewnego dnia w środku Włoch, na drodze między Toskanią a Umbrią, silnik odmówił posłuszeństwa. Zamiast idealnej chwili na zdjęcie, stanąłem na poboczu, z rękami ubrudzonymi smarem, próbując naprawić pękniętą rurę chłodnicy. To była prawdziwa podróż – pełna trudów, ale też satysfakcji. Wtedy jeszcze nie myślałem o tym, że vanlife może się stać modowym show, w którym liczy się tylko obrazek, a nie rzeczywistość. W trakcie tych wypraw nauczyłem się, jak ważne jest bycie autentycznym, a nie tylko selfie-wyglądającym podróżnikiem. Jednak z każdym kolejnym rokiem, widząc, jak rośnie liczba „vanów na insta”, zaczynałem się zastanawiać, czy to jeszcze jest to samo, co kiedyś?
Ekonomia, koszty i utrata pierwotnego ducha
W miarę jak moda na vanlife rosła, ceny kamperów poszybowały w górę – o 200% w ciągu ostatnich 10 lat. Nowe modele, specjalistyczne firmy oferujące modyfikacje, a nawet kampervany jako alternatywa dla tradycyjnych kamperów – wszystko to podsycało popyt. Nagle wyjazd w kamperze przestał być dostępny dla każdego, a dla wielu stał się poważnym wydatkiem, którego nie da się pokryć bez kredytu. Koszty utrzymania, ubezpieczenia, opłat za parkowanie – wszystko to zaczęło przypominać kosztowną zabawę dla zamożnych. A przecież pierwotnym celem vanlife było odłączenie od konsumpcyjnego stylu życia, powrót do prostoty i autentyczności. Teraz jednak, patrząc na to z boku, widzę, jak my sami zatraciliśmy tę ideę, zamieniając wolność na kolejny produkt do kupienia.
Odzyskanie autentyczności – czy to jeszcze możliwe?
Nie wszystko jest jeszcze stracone. Mimo komercyjnego szumu, wciąż istnieją grupy podróżników, którzy stawiają na minimalizm, lokalne społeczności i podróżowanie poza utartymi szlakami. Bardzo często można spotkać ludzi, którzy odrzucają drogą elektronikę, zamiast tego wybierają dzikie pola, góry czy małe, nieodkryte regiony. Są też tacy, którzy własnoręcznie przerabiają swoje kampery, szukają tańszych rozwiązań, korzystając z darmowych kempingów, dzikiego parkowania czy własnoręcznych napraw. To właśnie oni próbują odzyskać pierwotny sens vanlife – wolność od konsumpcji i iluzji. Może to nie jest wygodne, może wymaga więcej wysiłku, ale dla nich podróż to nie tylko zdjęcie na Instagramie, to autentyczne doświadczenie, które nie musi kosztować fortuny.
Vanlife w przyszłości – czy da się pogodzić wolność z komercją?
Na koniec warto się zastanowić, czy w ogóle jest jeszcze miejsce na prawdziwe vanlife w erze, gdy wszystko jest na sprzedaż, a idealne zdjęcie sprzedaje się lepiej niż realne przeżycia. Może rozwiązaniem jest świadome odrzucenie wyścigu po lajki i powrót do prostych wartości: podróży, kontaktu z naturą, autentyczności. Może warto wybrać mniej popularne miejsca, podróżować z własnym sumieniem, zamiast z oczekiwaniem na zysk z lajków. Oczywiście, nie każdy musi od razu rzucić wszystko i uciec na dzikie pola – ale warto przypomnieć sobie, dlaczego tak naprawdę kochaliśmy vanlife na początku. Bo to nie była moda, a wolność. Czy da się jeszcze uratować tę ideę? Nie wiem. Ale wiem, że warto próbować, bo w tym wszystkim chodzi przecież o coś więcej niż tylko zdjęcia i kredyty – o prawdziwe, niepowtarzalne doświadczenie, które jest w zasięgu ręki, jeśli tylko zechcemy się odblokować od iluzji.